Pidżama porno zagra dla nas, Londyn 15 luty 2015, zapraszamy

Lubię taką muzykę, po której coś we mnie zostaje, gdzieś głęboko odkłada się, nie ucieka ani lewym, ani prawym uchem. Pracuję w radiu, gdzie muzyka pełni funkcje usługowe i powiem szczerze jak na spowiedzi, że takiej muzyki nie cierpię. Nienawidzę muzyki, jaką na co dzień puszcza się w polskich radiach komercyjnych. Jestem na nią uodporniony do granic absurdu. Nawet mając słuchawki na uszach nie jestem w stanie zapamiętać czegokolwiek... Muzykę po prostu powinno się przeżywać. Kiedy czuję, że dreszcze zapieprzają mi po plecach, to wiem, że to, czego słucham, jest okay. I naprawdę nieważne, czy to gra w garażu początkujący band, czy grają Beatlesi.

pidzama-london

Numer jeden. Może cię to zdziwi, ale to właśnie będą The Beatles. Sierżant, moja płyta wszechczasów. Dokładnie nawet nie wiem, dlaczego. Bo gdybym miał wymieniać moje ulubione piosenki Beatlesów, to – podejrzewam – że nie znalazłby się wśród nich żaden utwór z Sierżanta Pieprza. Ale ta płyta pracuje jako całość, może z wyjątkiem Within You Without You... Harrisona w Beatlesach nie za bardzo lubię. Z kolei Abbey Road to była pierwsza ich płyta, którą dostałem. I tam praktycznie nie ma żadnych słabych punktów. A z takich wcześniejszych Beatlesów, to bardzo lubię A Hard Day’s Night, pierwszą stronę – piosenki z filmu. Może jeszcze z drugiej strony Things We Said Today... Właściwie lubię wszystko, dałbym się za nich pociachać, za wyjątkiem Yellow Submarine, gdzie pogrywa sobie George Martin...

London Calling, najważniejszy album The Clash. Numer dwa na mojej liście płyt wszechczasów. Też doskonałe piosenki – przede wszystkim tytułowa, The Guns Of Brixton czy Revolution Rock. Rzecz, która wchodzi we mnie bez żadnego oporu... Lubię też ich inne płyty: „jedynkę” – za punkową energię, Sandinistę! za odwagę, a Combat Rock to punkrockowy doktorat. Natomiast nie podoba mi się Give ’Em Enough Rope, bo jest bez wyrazu. Taki „syndrom drugiej płyty”. Są zespoły, które nagrywają rewelacyjny pierwszy album, a drugi odpuszczają. A tak przy okazji, jako, że jestem wielkim fanem punku 1977, muszę koniecznie wspomnieć o Sham 69. Najważniejszy tu jest Jimmy Pursey – taki charyzmatyczny koleżka o najbardziej proleckim wokalu świata. Kwintesencja punkrockowej wokalistyki. Doskonała jest ich płyta The First, The Best And The Last. Są tam takie dwa evergreeny (jeśli można mówić o evergreenach w punk rocku...): Angels With Dirty Faces i If The Kids Are United. Bardzo lubię też Buzzocks, ale z tego okresu, gdy już nie śpiewał tam Devoto... Lubię za łobuzerskie melodie. No i The Jam – ale o tym już mówiłem na łamach.

Jane’s Addiction. Perry Farrell ma taki głos, który może wskrzeszać... Wyszli gdzieś tak na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, gdy wydawało się, że w rocku już wszystko zostało powiedziane. Wszystko odkryte. A oni posiedli taką umiejętność kompilowania. Tworzenia kompilacji, które są dziełami sztuki. Taki surfing po metalu, psychodelii, transie. Do dziś nie jestem w stanie rozstrzygnąć, czy Nothing’s Shocking podoba mi się bardziej niż Ritual de lo Habitual, czy też jest na odwrót.

pidzama-porno

Robert Brylewski. Kiedyś przeczytałem książkę Wierność w stereo. I po tej lekturze postanowiłem ułożyć listę moich ulubionych pięciu polskich płyt. Podam ci ją teraz: 1. Legenda – Armia, 2. Brygada Kryzys, brytyjska płyta, 3. Izrael 1991, 4. Kryzys 78-81 (jest tylko wersja kasetowa), 5. ex aequo tonpressowska Brygada Kryzys i koncertowy Izrael (też bez wersji CD). Jeżeli ktoś mi pokaże kogoś, kto zrobił więcej dla polskiej muzyki, niż Brylewski – to może mi nalać w buty... Brylewski – szacunek! Po prostu.

Velvet Underground i Lou Reed. Kiedyś dużo czytałem muzycznych gazet i gdzieś przeczytałem, że Velvet Underground to praszczury wszelkiego panczurstwa. Kiedy ich w końcu usłyszałem, nie za bardzo zauważyłem związek między nimi a punk rockiem. Ale gdy usłyszałem Horses Patti Smith czy Unknown Pleasures i Closer Joy Division – to już nie miałem wątpliwości, że bez nich nie byłoby tego wszystkiego... Tak sobie myślę, że do Lou Reeda trzeba mentalnie dojrzeć. Trzeba wysłuchać iluś godzin muzyki, żeby w to wejść i mieć z tego przyjemność. The Velvet Underground And Nico to moja płyta numer trzy wszechczasów... Jara mnie na maxa. Przebój goni przebój. Przypominam sobie moje dwudzieste urodziny w akademiku. Ciężkie czasy, prohibicja, sklepy pozamykane, meliny zwinięte przez milicję, prawie całą noc leciał Velvet Underground, a na tej imprezie było sto osób i zawarte zostały znajomości, które zaowocowały czterema małżeństwami... Lubię też tę koncertówkę Live At Max’s Kansas City. A z „solówek” Reeda – na pewno Berlin, New York, też ostatnia, która – nie wiem, dlaczego – jakoś przeszła bez echa. Podoba mi się płyta Songs For ’Drella, nagrana z Johnem Cale’em. Muzyczna kultura, ciemne opowieści.

Bad Religion i inni. Przede wszystkim za twórczą kontynuację „stylu 77”. Bad Religion to była pierwsza amerykańska kapela spod znaku szybkiego, melodyjnego grania, jaką poznałem. Dostałem kiedyś kasetę – na początku był Discharge, przy którym zasnąłem, a potem śpiąc usłyszałem, że coś mi się podoba (śmiech). I przy trzeciej piosence Bad Religion już się obudziłem i walczyłem po całym pokoju. Tak mnie trafili płytą No Control. Zresztą najbardziej lubię Bad Religion z lat, kiedy Greg Graffin był z Brettem Gurewitzem. Gdy pierwszy raz ich usłyszałem, miałem wrażenie, że są to punkowe szanty. A że jestem zwolennikiem pięknych melodii – zostałem maksymalnym fanem Bad Religion. Taka fajna kontynuacja piosenek z pierwszej fali punk rocka. Muszę tu jeszcze wymienić NOFX, Shelter, Offspring – już bez płyt, bo by za dużo miejsca zajęło. Wspaniałe melodie i zero certolenia się. Czapki z głów.

Jello Biafra i Iggy Pop. Tacy rycerze mózgu. Nie pozwalają, aby – przynajmniej mój – przestał pracować. Biafra – wszystko, od Dead Kennedys po ostatnie solowe projekty. Pop też wszystko.

Tekst w całości ukazał się w numerze "TR" z kwietnia 1998 (80)

artykuł zaczerpnięty z: http://www.terazrock.pl/teksty/czytaj/grabaz-_pidzama-porno_.html

Zdjecie: 1.

Na dzień: £5

Leczenie ortodontyczne w ofercie, pakiet tylko £5 dziennie*
*bez odsetek

Oferta jest ważna do wyczerpania.

Zobacz więcej

Rejestracja online

Zrób rezerwacje już dzisiaj!

Umów się na wizytę:

×