Rozmowa z Moniką Lipowską-Hajduk: psychologiem, trenerką rozwoju osobistego. Prowadzi sesje i warsztaty metodą Birth Into Being w ramach praktyki Szczęśliwa Mama (www.szczesliwa-mama.pl., www.birthintobeing.com.pl)
Dzieci są ważne: Dlaczego kobiecie potrzebna jest przyjaciółka? Mąż nie wystarczy?
Monika Lipowska-Hajduk: Przyjaciele, w tym przyjaciółki, spełniają niezwykle ważną rolę w naszym życiu. Przede wszystkim są źródłem wsparcia i pomocy. Zapewniają poczucie przynależności, zrozumienia, współprzeżywania. Często dzielimy z nimi wspólnotę zainteresowań. Dzięki przyjaciółce mamy zapewnione pewne emocjonalne korzyści. Często są one dla nas buforem, dzięki któremu możemy upuścić trochę stresu dnia codziennego. Zwierzenie się i zdanie sobie sprawy, że nie jesteśmy w czymś same, samo w sobie jest terapeutyczne. Dzięki przyjaciółce możemy też spojrzeć na świat z innej perspektywy, a jednocześnie odczuwać wspólnotę dusz – pewien niewyjaśniony poziom zrozumienia, coś poza słowami – to poczucie jest bardzo wspierające. W kobiecej przyjaźni jest też element wspólnego przeżywania – czyli coś, co dla kobiet jest ważne i budujące.
D.s.W.: A co z rywalizacją? Kobiecą, matczyną? Cały czas jesteśmy świadkami wzajemnego oceniania się właśnie przez kobiety.
M. L.-H.: To jest bardzo często kulturowe, zaczyna się już od przedszkola, silne w większości szkół (na szczęście nie wszystkich!), gdzie wzmacniane jest porównywanie, ocenianie i rywalizacja właśnie. Matki, nauczycielki i inne osoby mające wpływ na wychowanie małej dziewczynki same pokazują jej właśnie taką postawę. Rywalizacja często wynika też z małej pewności siebie, bezradności.
Przeciwwagą dla tej tendencji jest wspólnota, siostrzeństwo, w tym wspólnota kręgów. Obserwuję teraz ogromny powrót do tych właśnie wartości. Przebudzenie do takich jakości w naszym życiu. Żyjemy w ciekawych czasach transformacji. Stary model, oparty na rywalizacji, wyścigu i kulturze posiadania, męczy ludzi, nie sprawdza się. Daje o sobie znać w postaci zalewu zaburzeń zachowania, problemów emocjonalnych i zdrowotnych. Coraz więcej jednak osób zaczyna reprezentować i odszukiwać w sobie chęć bycia we wspólnocie, kooperacja, współpraca, szacunek, dzielenie się, dbanie o zdrowie nie tylko swoje i swoich dzieci, ale także ziemię, która jest naszym domem. Te osoby zaczynają przekonywać się, że te właśnie wartości prowadzą do wspólnego dobra, wzrostu, a także do indywidualnego dobrostanu i poczucia szczęścia.
Przyjaciolka
Bardzo istotne stają się właśnie prawdziwe i głębokie relacje, w tym siostrzeństwo, braterstwo. Jesteśmy w czasach budzenia się nowego paradygmatu opartego na miłości – to czas wielkich przemian.
Jeśli chodzi o rywalizację kobiecą, matczyną – bardzo silnie osadzona jest ona w naszej relacji z matką, a także z wszystkimi kobietami, które istniały w linii kobiecej naszej rodziny. Uzdrawianie tych historii pokoleniowych i praca w tym obszarze potrafi bardzo wiele uzdrowić, ale to ważny, obszerny temat na inną rozmowę.
D.s.W.: Kręgi kobiet stają się coraz bardziej popularne. Czy można uzyskać wsparcie od nieznajomych kobiet?
M. L.-H.: Absolutnie. Byłam tego świadkiem wiele razy. Niedoceniane jest wsparcie, jakie możemy dostać od drugiego człowieka, również to w obrębie własnej płci.
Kręgi były od wieków naturalnym elementem naszej obyczajowości. Na ich ślady możemy trafić w większości kultur. Kobiety ze wszystkich stron świata przez wspólne bycie razem dawały sobie wsparcie i świętowały ważne momenty w ich życiu. Kobiece spotkania były czymś powszednim. Wykonywały wiele czynności dnia codziennego – rozmawiając, dzieląc swoimi doświadczeniami, wspierając się, towarzysząc.
Istniały czerwone namioty, w których kobiety w swoim towarzystwie, w odosobnieniu od życia codziennego, podczas menstruacji dzieliły razem czas i przestrzeń. Istotnym elementem tego czasu było celebrowanie ich kobiecości właśnie, w tym taniec, zabawa. To był święty czas kobiet. Tęsknota za tym doświadczeniem jest w każdej z nas.
Kręgi dają nam poczucie wspólnoty, jedności z innymi kobietami, inspirują. W tym często wyobcowanym świecie to coś, czego instynktownie się chwytamy i czujemy, że daje nam siłę. Kiedy rozmawiam z kobietami po kręgach, które prowadzę, jeden motyw pojawia się zawsze: że wychodzą z tego doświadczenia mocniejsze i że jest to im bardzo potrzebne. To takie wspólne bycie, w zachwycie i smutku, bez oceniania, każda ma prawo do bycia taką, jaka jest, mieć własne zdanie, po prostu uważnie być.
Inne kobiety są dla nas jak lustra – w nich się przeglądamy – to nas porusza, inspiruje, wreszcie prowadzi do realnej zmiany w życiu. Takie zgromadzenia wytwarzają bardzo silną energię.
Podczas warsztatów często korzystam z energii kręgu – dynamika grupy jest siłą samą w sobie i potrafi być bardzo uzdrawiająca. Szczególnie, choć nie tylko, w odniesieniu do kręgów kobiecych. Wiem, z relacji mężczyzn, że dla nich bycie z innymi mężczyznami, także w formule kręgu, jest również bardzo potrzebne i uzdrawiające.
Takie kręgi spełniają również bardzo ważną rolę w pewnych momentach przejścia w życiu kobiety – ciąży, porodu, menopauzy i innych. Niedawno prowadziłam Krąg Opowieści Porodowych (który był elementem większej akcji ogólnopolskiej) i był on wspaniałym doświadczeniem wspólnoty wśród kobiet. Kobiety z wielu miast Polski i z zagranicy mówiły jednym głosem to samo – że to dla nich bardzo ważne, potrzebne. Były historie, śmiech, łzy, milczenie, ale przede wszystkim było wspólne bycie razem – to coś bezcennego, szczególnie w czasach, w których żyjemy.
To dla nas naturalne, by być razem, by się wspierać, by sobie towarzyszyć, dzielić z kimś nasze doświadczenia. Głęboko w nas jest tęsknota za wspólnym doświadczaniem, byciem razem. W czasach, w których występuje paradoks pozornego kontaktu (media, komórki, komunikatory itp.), a tak naprawdę braku bliskości z ludźmi, to bardzo potrzebna i zdrowa tendencja.
D.s.W.: Z drugiej strony słyszymy od babć naszych dzieci, że cukier krzepi i od klapsa nikt jeszcze nie umarł. Różnice w myśleniu są tak fundamentalne, że często trudno znaleźć wspólny język ze starszymi kobietami w naszej rodzinie. Gdzie znaleźć wspólnotę? Gdzie można się spotkać?
M. L.-H.: Można się spotkać w byciu razem właśnie, we wspólnym doświadczaniu siebie, poznawaniu. Wtedy tworzy się bliska relacja, w której jest miejsce również na różnice, na odrębność, na odwagę życia zgodnie z własnymi wartościami i akceptację tych wartości przez pokolenie, które myśli inaczej. I wtedy dzieje się rzecz, która mnie zawsze zachwyca – robi się miejsce na dialog, na akceptację, „że moja dorosła już córka żyje inaczej, ale to nie znaczy, że nie kocha” i z drugiej strony akceptacja w córce, że „choć mama ma inne doświadczenia, to jesteśmy razem i widzę, jak bardzo kocha mnie i swoje wnuki”.
Oba pokolenia docierają się i uczą się wspólnego istnienia. Jest miejsce na łzy i na śmiech – ale jest to realna, głęboka relacja. Bardzo wszystkim córkom, matkom i wnuczkom potrzebna.
D.s.W.: Wróćmy do wspólnoty kobiet. Prowadziłaś wspaniałą uroczystość – Ceremonię Błogosławieństwa przyszłej mamy. Czemu miała ona służyć?
M. L.-H.: Ceremonia Błogosławieństwa nawiązuje do tradycji występującej w wielu rdzennych plemionach i społecznościach. Ta uroczystość jest pięknym rytuałem przejścia – pozwala ugruntować właśnie przejście z dotychczasowej tożsamości i wprowadzić w inną – w tym przypadku w tożsamość matki.
Ceremonia Błogosławieństw jest czasem dbania, wsparcia kobiety, która niedługo ma urodzić dziecko. To świętowanie wchodzenia w macierzyństwo, celebracja ważnego momentu dla kobiety – również w kręgu. To idealny przykład wspólnego bycia kobiet. Jest tam czas na ceremonię, opowieści, wsparcie, tańce, śpiewy… Więcej nie zdradzę, kto chce, niech się zgłasza i doświadcza. Taka ceremonia to piękny i wyjątkowy sposób, by uczcić matkę, podarować jej to, co tak ważne, a tak deficytowe: czas i uwagę.
Takie wsparcie przez bliskie kobiety jest wielkim darem przed porodem i jest istotną częścią przygotowania do porodu i do samego macierzyństwa. Przyszła matka ma okazję poczuć, że to ona jest ważna w tym procesie. Tego się nie da przeczytać w książkach dla kobiet w ciąży, to trzeba doświadczyć.
Wsparcie bliskich dla ciężarnej kobiet pomaga przygotować ją do porodu – emocjonalnie, duchowo i mentalnie, pomaga przystosować się po raz pierwszy lub na nowo do ważnej roli matki. Takie wzmacniające wydarzenie jest bezcenne, a jaka przy tym jest świetna zabawa!
D.s.W.: Ciąża, zwłaszcza poród i połóg – tutaj bardzo potrzebujemy kobiecego wsparcia, kobiecej energii, dobrych kobiecych opowieści.
M. L.-H.: Dokładnie. Pracuję w dużym stopniu z kobietami w ciąży, przed, w trakcie, po porodzie – i zawsze jest to odczuwalne. To, co nam jest wtedy potrzebne, to towarzyszenie, wsparcie, bycie, nieprzeszkadzanie. Podczas ciąży, przed porodem, uruchamiają się w nas wszystkie przekonania, którymi nasiąkłyśmy, odkąd byłyśmy w brzuchu naszej matki, a potem jako małe i trochę większe dziewczynki, nastolatki… Warto z tym popracować (to dopiero temat na osobną rozmowę!), warto też słyszeć, że może być inaczej – przekaz pozytywnych historii, pozytywnej energii jest wtedy nieoceniony.
D.s.W.: Co myślisz o obecności partnera na sali porodowej? Kiedyś przy rodzącej były same kobiety, doświadczone matki. Dzisiejsza położna nie spełnia tej roli.
M. L.-H.: Na to pytanie nie ma jednej słusznej odpowiedzi. Wszystko zależy od rodzącej, partnera, tego, gdzie rodzi kobieta, a przede wszystkim jaki wielopokoleniowy „przekaz rodzenia” nosi ona w sobie.
Dawno temu kobiety rzeczywiście rodziły z kobietami, które były dla nich źródłem wsparcia. Zwykle też rodziły w miejscach, w których czuły się bezpiecznie. W szpitalu partner często jest mostem łączącym rodzącą z personelem. Jeśli kobieta chce rodzić z partnerem, a partner chce rodzić z nią i jest dla niej emocjonalnym wsparciem, wtedy nie ma problemu i służy to kobiecie i związkowi. Gorzej, gdy u mężczyzny sytuacja ta wywołuje obawy i uruchamia w nim jego własne „przekazy” na temat rodzenia, a w konsekwencji lęki. Wtedy dochodzi do kuriozalnej sytuacji, w której rodząca się martwi o partnera, jak on tę sytuację zniesie. A nie tego jej w tym momencie trzeba.
Rzeczywiście z kobietami, przez to wszystko, o czym rozmawiałyśmy wcześniej, przez współodczuwanie, rodzi nam się dobrze. Ważne jest tylko, by kobieta, która towarzyszy nam przy porodzie, sama miała poukładane kwestie swoich porodów. Żeby towarzyszenie innej kobiecie nie uruchomiało jej lęków, traum i blokad. Tak też bywa.
Na pewno powinnyśmy poznać dobrze tę osobę i poczuć ją energetycznie – czy jest to ktoś, przy kim czujemy się bezpiecznie, kto ma siłę spokoju, a jednocześnie pewną stanowczość, która może nas zmotywować w momentach słabości czy zwątpienia. Ale generalnie – tak, z pewnymi mężczyznami dobrze rodzić. Z kobietami, które dobrze się czują ze swoją kobiecością, rodzi się wspaniale. Tak jak ogólnie wspaniale z nimi przebywać i współodczuwać – czuć ich obecność i bliskość w życiu.
źródło rtykułu: www.dziecisawazne.pl